top of page
  • Agnieszka Mącik

Drzwi

Znów siedzę przed zamkniętymi drzwiami. W środku nie ma jeszcze nikogo, a ja już czekam. To stan, który opanowałam do perfekcji. Znam już wszystkie jego odcienie. Czekanie uważne, kumulujące całą energię i skupiające myśli. Czekanie mimowolne, pozwalające na połowiczną realizację mało istotnych planów czy też wykonywanie tak zwanych rutynowych czynności dnia codziennego, w czasie gdy równoległe - niejako mimochodem - toczy się życie. Czekanie na konkret lub czekanie nie wiadomo na co...

Człowiek obok mnie siedzi tu znaczenie dłużej. Nie może opanować nerwowego potrząsania nogą, którym wprawia w drżenie wszystkie krzesła, połączone ze sobą metalową rurką. Nie mam dokąd odejść, korytarz jest zbyt ciasny i tłoczny. Wstaję jednak i robię krok w kierunku tablic informacyjnych, zawieszonych na przeciwległej ścianie. Mdłe światło sprawia, że kartki wydają się pożółkłe i stare. Drogowskazy życiowe – co jeść, ile spać, jak użytkować powłokę cielesną, która przypadła mi w udziale. Uproszczona instrukcja obsługi człowieka. Poradnik dla tych, co nie wiedzą co ze sobą począć i zapomnieli o elementarnych potrzebach własnego ciała.


W korytarzu czuć nagle prąd powietrza, spowodowany gwałtownym otwarciem drzwi wejściowych. Na schodach rozlega się odgłos kroków, a za chwilę pomiędzy pierwszymi rzędami krzeseł ukazuje się przyciężka sylwetka mężczyzny w słusznym wieku. To na niego czekamy. W jego cieniu podskakuje niewysoka kobieta, którą przepuszcza w drzwiach – do tej pory zamkniętych. Trzask i rozlega się głos oburzenia: "Zawsze tak jest, nieważne o której godzinie każą ci przyjść. Pewnie znajoma...".


Nie znam niestety nikogo, kto otworzyłby przede mną jakieś drzwi. Przeważnie czekam cierpliwie, spędzając pół życia na gapienie się na czubki własnych butów. Był czas, gdy próbowałam sama wybierać te właściwe – zupełnie jak w teleturnieju: "Którą bramkę wybierasz? Co też kryje się za drzwiami numer jeden?" Za pierwszymi, które wybrałam stała zakonnica. Uprzejmie uścisnęła wyciągniętą dłoń, z którą na nią natarłam – niczym akwizytor, oferujący uczulonemu na roztocza odkurzacz piorący najnowszej generacji. Zonk. Poza uściskiem nie miała mi nic do zaoferowania – w przeciwieństwie do mojej, nikomu nie potrzebnej tu oferty.


Bywało też, że chciałam dostać się do środka za wszelką cenę. Z poziomem determinacji sięgającym chmur, niczym wierzchołek Mount Everestu, uparcie brnęłam do przodu, lekceważąc po drodze niesprzyjające okoliczności, lub przeciwnie – biernie tkwiłam, jak pies siedzący na progu domu zmarłego właściciela, bez nadziei, że kiedykolwiek dostanie się do środka. A może drzwi się uchylą? - łudziłam się przez lata. Struga światła, którą ukazywała co jakiś czas szpara nad progiem, utrzymywała we mnie iluzoryczne przeświadczenie, że ten moment kiedyś nadejdzie. Światło zapalało się i gasło, przekazując mi zaszyfrowaną alfabetem Morse'a wiadomość: "Wciąż tu jestem. Nie odchodź."


W życiu możesz pociągać za kolejne, wysłużone już klamki, aby w środku nie zastać nic lub odkryć coś zgoła odmiennego od własnych oczekiwań. Czasem może ci się nawet wydawać, że gdy uda ci się sforsować mury fortecy – odnajdziesz swoje miejsce i dostaniesz w nagrodę, jak dziecko, swój własny pokój. Gorzej, gdy drzwi zamkną się za tobą, zanim zdążysz się zorientować, że znów dokonałeś niewłaściwego wyboru. Oto więc twój pokój. Sprzątanie raz w tygodniu, harmonogram pory snu, karmienia i aktywności fizycznej znajdziesz w folderze na nocnej szafce. Nie musisz się już o nic martwić, jednak nie możesz odejść. Sprawiłbyś wszystkim przyszłość, a poza tym - skąd u licha będziesz wiedzieć kiedy masz jeść i gasić światło?


Wciąż nic nie wiemy. Wgapiamy się w tablice, starając się odczytać język znaków i symboli. Nasłuchujemy co dzieje się za zamkniętymi drzwiami w każdej sekundzie gotowi ruszyć szturmem, gdy tylko usłyszymy zgrzyt otwieranego zamka.


Człowiek obok mnie wyciera chusteczką spocone czoło i patrzy spode łba na kobietę z dzieckiem, która pojawiła się w korytarzu, nie wiadomo skąd - "Czy mogę wejść razem z panem?". Zanim zdążył odpowiedzieć drzwi otworzyły się niespodziewanie i piskliwy głos dochodzący ze środka poinformował, że nasze oczekiwanie dobiegło dziś końca, a wciąż zainteresowanych – zaprasza na jutro.

 

Agnieszka Mącik - urodzona w 1981 r., absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Autorka zbioru poezji i felietonów. Po studiach pracowała jako wychowawca i logopeda, od kilkunastu lat związana jest zawodowo z obszarem Human Resources. Kocha naturę i muzykę.

bottom of page