top of page
Marcin Lenartowicz

Nikt tak pięknie nie mówił...

Jakaś część wody,

tysięczna naskórka być może,

właśnie spotkała plastik.

I w fontannie samej siebie,

rozbryzguje się na wszystkie strony.

Pod światło lampionu wygląda to niemal

jak dym, jak mgiełka.


Jestem posągiem.


A może to niebo jest już tak nisko,

że gubi chmury.

Te z najniższych partii poszły na wagary,

żebym mógł dać ci dziś słońce.

I zimno mu teraz, bo zgubiło kołdrę,

więc do nas należy podgrzanie go w garnku,

przypalenie aż zmieni się w ciało stałe.


To ja nim jestem.


Zaprzeczasz, choć przecież wciąż masz

wilgotne włosy.

Jakbyś dopiero co wyszła z kąpieli,

a skóra wciąż jeszcze była ciepła i barwiła się

na każdy możliwy odcień brązu.


Owijasz się w ręcznik i przysiadasz na skraju łóżka.

Oddajesz ciepło, choć wcale cię o to nie proszę.

A mnie nie ma.


Jestem posągiem.


Bryłą złożoną z równych i trwałych linii,

widzianych od frontu jak prostopadłościan

narysowany na kartce.



 

Marcin Lenartowicz - urodzony w roku Kota, Astygmatyk. Największą dumą we wszystkich znanych i nieznanych galaktykach napawa go bycie wujkiem, dla Tuptusia, Kopciuszka, Heheszki i Kruszka. Z niemożliwości poradzenia sobie z własnym myślotokiem, stworzył sobie wewnątrz drugą osobę - Jagodę Mornacką - nie wpadł tylko na to, że ona również będzie pisać wiersze.

bottom of page