top of page
  • Agnieszka Mącik

Spotkania w sieci

Internet otwiera przed nami mnóstwo możliwości. Możemy być wszędzie nie wychodząc z domu. Możemy zwiedzać Luwr, siedząc na kanapie w po domowych kapciach, słuchać koncertu, nie przerywając sobie gotowania kolacji, uczyć się języków, ćwiczyć, robić zakupy. On-line można już chyba robić wszystko, poza płodzeniem dzieci. Dzięki cudownemu narzędziu, jakie pozwala na komunikację z potencjalnie każdym człowiekiem na ziemi, mogę znaleźć sobie przyjaciela, choćby mieszkał w Honolulu. Mogę codziennie pić kawkę z koleżanką z Irlandii, ucinać sobie pogawędki z kuzynką, mieszkającą od lat w Londynie. Gorzej jak mieszkamy w tym samym mieście...


Mój znajomy kilka lat temu rozstał się z żoną. Nie mieli dzieci, ani nawet psa. Pozostał więc sam, w mieście, do którego dla niej przyjechał. Była żona w rok ułożyła swoje życie, znajdując nową pracę, mężczyznę i mieszkanie (a właściwie mężczyznę z mieszkaniem). W jego przypadku los pozostał mniej łaskawy. Cały ten rok, gdy ona na nowo cieszyła się z bycia w "udanym" związku, on poświęcił na zbieraniu w kupę tego, co po nim pozostało po jej odejściu. A jak już pozbierał, uznał, że pora zaprezentować ten nowy wizerunek szerszej publiczności. W tym celu zrobił sobie kilka uroczych zdjęć profilowych i zmieścił je w sieci, jak rybak, czekający na to, co też się na taką przynętę złapie.


Pierwsza złapała się o dwa lata młodsza Iwona. Rozmawiali o wszystkim i wszędzie, tzn. każde z innego miejsca, jednak trzeba przyznać - większość doby. On miał swoją firmę, ona pracowała w domu. Codziennie rano jedli razem śniadanie – on line oczywiście. Po południu pozostawał mu Messenger, bo ona zajmowała się chorą matką. Parę tygodni zamieniło się w parę miesięcy, a randek na żywo nie było, poza jednym spotkaniem przy herbatce w centrum handlowym, gdzie akurat wybrała się na zakupy. Gdy zaczął naciskać, okazało się, że Iwona ma męża i dziecko, wcale zaś nie ma chorej matki. Pogadać tylko chciała, co w tym złego?


Następna była Klaudia. Ta to potrafiła pisać. Nigdy nie kasował wiadomości od niej i wracał po wielokroć, bo nikt tak z nim wcześniej nie rozmawiał. No, ale nie samą rozmową facet żyje. Zapragnął ujrzeć miłośniczkę zdań wielokrotnie złożonych i na żywo dokonać analizy semantycznej tekstu. Ale tej wiecznie coś stawało na przeszkodzie – rodzina ją odwiedzała, zdychał pies albo uciekał kot, w końcu ona sama zniknęła. Nigdy się nie spotkali.


Znajomy z pracy umówił się na wymarzoną randkę, po zdaje się, pół roku pisaniny. Wyczekany (i wyczesany, bo przyznać trzeba, że szykował się dzień cały) stawił się przed blokiem swojej dziewczyny z Internetu, w drzwiach którego ukazała się znana ze zdjęć postać, taszcząc worki pełne... śmieci. Wyrzuci przy okazji. Randka trwała tyle, co spacer wkoło bloku, ale on do tej pory przeżywa, jak mogła ich spotkanie rozpocząć w takiej scenerii. Drugiego jeszcze nie było. On twierdzi, że to wariatka. A ja sądzę, że będą do siebie pasować. Być może. O ile znów się spotkają.


Moja przyjaciółka spotkała raz chłopaka, z którym od kilku miesięcy rozmawiała na portalu randkowym, robiąc zakupy w spożywczaku – zachowywał się jakby jej nie znał. Więcej już nie rozmawiali.


Znalezienie miłości w sieci, to istna droga przez mękę. Pełno tam ludzi po przejściach, a jak wiadomo nikt już takich nie chce. Spory odsetek stanowią mężczyźni szukający przyjaciółki, bo musicie wiedzieć, że mężczyźni bardzo sobie cenią uczucie przyjaźni. Z żoną już od dawna się nie przyjaźnią, a przecież człowiek, nie maszyna, ma swe potrzeby. Poza tym żona go nie rozumie, ale w małżeństwie nie o zrozumienie przecież chodzi. Przecież to rodzaj kontraktu, umowę podpisał, zasiedlił mieszkanie po jej rodzicach, dzieci spłodził. Tyle było w kontrakcie. Teraz zarabia kasę, zawozi synów na kick boxing, żonę do lekarza albo na zakupy, gdzie akurat jest potrzeba. A gdzie on w tym wszystkim? Tylko obowiązki i poczucie odpowiedzialności. Poczucia winy, o dziwo nie ma.


W celu ułatwienia sobie poszukiwań dobre jest przyjęcie jakiejś strategii. Otóż do wyboru mamy kilka technik. Wersja dla nieśmiałych – nie odzywaj się pierwszy, daj się zdobywać (częściej wybierana przez kobiety). Wersja druga - wkładaj do koszyka to, co ci się podoba (odpowiednia dla odważniejszych kobiet i większości mężczyzn) oraz wariant mieszany, łączący obie z wyżej wymienionych. W przypadku sposobu pierwszego największą popularnością cieszą się kobiety o miłej aparycji i pełnych kształtach (oby tylko nie za pełnych) jak również wysportowani i ufryzowani mężczyźni, pozujący na tle samochodu, a najlepiej piętrowego domu. Po pierwszym "hej, co słychać?" pada najczęściej propozycja szybkiego, acz niezobowiązującego spotkania u niej lub u niego. Zważywszy na fakt, że nie wszyscy lubią przyjmować gości u siebie czy też składać wizyty nieznajomym, poprzedzi je jeszcze kilka spotkań w przestrzeni publicznej. Wariant numer dwa pozwoli na wyeliminowanie wszystkich potencjalnych wielbicieli spotkań na jedną noc czy też kobiet szukających darmowej psychoterapii. Choć do końca nigdy nie wiadomo... I tu bardzo przydatna okazuje się być krótka informacja, jaką zamieszcza prawie każdy zainteresowany znalezieniem drugiej połówki. Swoista wizytówka. Brzmią one mniej więcej tak: kawaler - nie interesują mnie samotne kobiety z dziećmi, nie nadaję się na ojca (sprawdził, bo ma już dzieci - faktycznie się nie nadaje) albo wielbiciel romantycznych wieczorów przy winie i dobrej muzyce albo fan motocrossu i ostrego metalu. Jednym słowem dla każdego coś dobrego. Co jak lubisz wino i motocross? - zaczepiasz obu. Potem sama się już zaczynasz gubić w tym co powiedziałaś i komu. I czy w ogóle powiedziałaś prawdę. Zaczynasz się więc powtarzać i brniesz dalej w ten bigos - tak kocham zwierzęta... choć nie cierpisz. A on – tak, kiedyś czytałem literaturę rosyjską... choć nienawidzi czytać i myśli, że masz na myśli "Dziady" Mickiewicza (coś tam było o carze). Wymieniacie się zdjęciami. Oto on i jego wspaniały motor. Oto ty i twój pies (albo pies twojego sąsiada). Wszystko pięknie. Potem następuje ten ekscytujący moment pierwszego spotkania. Umawiacie się w parku, przy fontannie. Słońce świeci, kwiaty pachną, po stawie pływają łabędzie... i nagle przychodzi twoja randka. On - dziesięć lat więcej niż na zdjęciu, ona dziesięć kilo więcej niż na zdjęciu. Nie szkodzi myślisz i starasz zachować się dojrzale. Na pewno to miły człowiek, w końcu dobrze wam się wcześniej rozmawiało. Naraz okazuje się, że wszystkie tematy chyba już wyczerpaliście... on-line.

 

Agnieszka Mącik - urodzona w 1981 r., absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Autorka zbioru poezji i felietonów. Po studiach pracowała jako wychowawca i logopeda, od kilkunastu lat związana jest zawodowo z obszarem Human Resources. Kocha naturę i muzykę.

Comments


bottom of page